poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 1 ,,Porwanie"

 Oczami Lu...

         Wstałam dzisiaj wyjątkowo wcześnie. Zebrałam to, co z dodatków miałam na wierzchu, wrzucając je za razem do pudełeczka, i poszłam do łazienki, żeby zabrać się za czesanie moich włosów, które po spaniu przypominały ptasie gniazdo. Potem, wiadomo, zjadłam śniadanie i poszłam umyć zęby. Nie będę was zanudzała historią mojego poranka, bo był jak każdy inny. Po raz kolejny odskoczyłam od lodowatej wody w kranie przy myciu zębów, sprawiłam, że moje świeżo wyschnięte ubrania stały się zimne i mokre, a potem ubrałam się starając niczego nie popsuć. Miałam jeszcze pół godziny do spotkania z Myrtą pod moim domem. Zawsze chodziłyśmy razem do szkoły. Moja mama, tata i siostra jeszcze spali. Mama miała dzisiaj wolne, a tata w czwartki ma godzinę później do pracy. Kiedy moja mama wreszcie wstała, pożegnałam ją i wybiegłam (bo trudno to nazwać wyjściem, gdyż dosłownie wystrzeliłam z domu) do stojącej pod moimi drzwiami Myrty.
 - Hej! - przywitałam się, o mało nie spadając razem z torbą ze schodów, które w dziwny sposób były oszronione.
 - Tylko mi się nie zabij! - Myrta powstrzymała mnie przed upadkiem - Co tak wcześnie? - spytała.
           Zawsze to ja byłam spóźniona. mimo, iż spotykałyśmy się pięć metrów od moich drzwi wejściowych, pod bramą.
 - A tak po prostu, nie można teraz nawet wcześniej wstać? - uśmiechnęłam się i zaraz pożałowałam, ze nie patrzyłam przed siebie.
 - Mówiłam, że masz dzisiaj żyć! - westchnęła blondynka spoglądając na mnie z góry.
     Tak, w tym znaczeniu dosłownym. Po prostu walnęłam w słup i siedziałam teraz na ziemi rozmasowując ramię. Na szczęście nie walnęłam głową, jak ostatnio. Przeklnęłam pod nosem i wstałam otrzepując się.
          Dobiegł nas znajomy głos.
 - Cześć Lu, cześć Myrta!
   Chłopak wyminął nas, zostawiając po sobie podmuch powietrza. A gdyby mu tak zabrać tę deskorolkę, to by tai szybki już nie był...
 - Żegnaj Luke! - krzyknęła za nim Myrta.
  Nie przepadali za sobą. Od pierwszej klasy podstawówki. No, ale to nie ważne.
     Lekcje były całkiem lekkie i  nie mieliśmy praktycznie nic zadane. Wróciłam zatem do domu w bardzo dobrym humorze (nie to, co Myrta, która przewróciła doniczkę na parapecie w sali od biologi i wysypała na siebie całą ziemię z doniczki, a roślina wylądowała jej pod bluzką - biedactwo...).
    Otworzyłam drzwi z przyjemnością i czując słodki zapach ciasta, prowadzona przez zapach znalazłam sie przy stole, na którym widniał pięknie pachnący deser na cieście francuskim z masą budyniową. Leżał tam mały, drobny liścik.
,,Jestem w sklepie, wrócę koło trzeciej"
   No, cały dom dla mnie do trzeciej. Super, niecałe pół godziny. Jeeej (oczywiście, sarkazm). Rodzice wracają do domu koło 18:00. Rzadko wczesniej. 
       Więc postanowiłam przelać moje nowe zmyślone historie na kartki zeszytu. Dopóki ich nie "posklejam" w całość, są w zeszycie, a dopiero potem idą już na gotowo do folderu na komputerze w formie nigdy niezakończonych książek.
      W chwili, kiedy miałam napisać pierwsze słowo, zadzwonił dzwonek do drzwi. Luke.
 - Czego chcesz? - spytałam zupełnie jakbym mówiła "Co podać?".
 - Mogę zeszyt od matmy?
 - Nie masz bliższych znajomych? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
 - Calr jest chory, a nie chce mi się biec do Toma. - odpowiedział.
    No, fakt. Luke mieszkał w domu na przeciwko mnie.
 - Dobra, wchodź. 
 Dzisiaj mieliśmy zastępstwo na matematyce, a Luke`a ostatnio nie było.
Pobiegłam szybko na górę. nie wiem, czemu  z Myrtą nie lubili się aż tak bardzo. Ja osobiście nawet go lubiłam. Aaaaaa, chodzi wam o jego wygląd, co? Jaka ja nie kumata jestem ostatnio...
No to tak. Posiada blond włosy, w stylu, który moi znajomi z koloni (kiedy Myrta oglądała zdjęcia na telefonie) określili jako "na Biebera". Intensywnie niebieskie oczy, jest dość umięśniony i całkiem przystojny.
   Nie, ja tam do niego miętki nie czuje, ale Myrta, chociaż uparcie twierdzi, że nie, wydaje się mieć inne zdanie...
    Mnie tam się podoba ktoś inny... o kruczoczarnych włosach, cudnym spojrzeniu i szarych oczach...
Ale was to nie powinno interesować, dowiecie się, kiedy przyjdzie na to czas.
Dałam mu przepisać lekcje u mnie w domu. Mieliśmy pracę domową, a jak tego lenia znam, spisze dopiero na jutro, a ja nie będę mieś nic. 
Wyszedł mijając moją mamę ze swoim starym, dziarskim "Dzień dobry proszę pani!".
No, a mama oczywiście rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie.
 - Matmę chciał. - odpowiedziałam, nie rozumiejąc dlaczego mamie się zdaje, że go lubię lubię, a nie tylko lubię.
***
      Przewracałam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Skoro ja nie mogę spać, to nie dam spać Myrcie ;)
Wysłałam jej SMS-a "Śpisz?!". a ona odpisała gniewnie "No teraz już nie śpię, ty wiedźmo wredna!". Ej, to mój tekst! Zgapiara! Napisałam jej to, a potem ona napisała, że mam się kłaść spać, bo przyjdzie i mnie walnie (a wierzcie mi, to możliwe, raz tak zrobiła i obudziła cały mój dom, skarżąc się, ze  nie dałam jej spać). 
      Dałam sobie spokój. Zmrużyłam oczy w nadziei, że wreszcie zasnę. Ale nie. Nie mogłam spać, przecież dwa ogromne, włochate stwory musiały przyjść i mnie zabrać, nie? Chwila... co!?


      Przede mną był świecący się okrąg. Stwory chwyciły mnie i z racji, że nie byłam zbyt silna, zrobiły to bez żadnego wysiłku. Wrzuciły mnie do worka i przeszły przez świetlisty wir, a ja straciłam przytomność.

Przecież ze mną wszystko jest możliwe...



5 komentarzy:

  1. Czekam na nextaa duper piszesz! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ekhem gdzie kolejny rozdział. Ups dopiero teraz zauważyłam że go wczoraj wstawiłaś. Czekam na ciąg dalszy i zapraszam do mnie my-twisted-imagination.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Bie czytałam jeszcze rozdziału trzeciego ale jestem wružbita Maciej a więc:
    -Yeti zabiorą Lu
    -Lu jest córą Jacka i najprawdopodobniej El
    -M... ma jakieś moce wiosny...
    -Lu i ktuczoczarby będą razem... albo blądyn życie :)
    I inne

    OdpowiedzUsuń
  4. Zeczepiście XD Najlepiej wrzucić ją do wora i hop-siup przez portal XD

    OdpowiedzUsuń