Oczami Lu...
- Mamo! - krzyknęłam i ruszyłam o kulach ku drzwiom i schodom.
- Hm? - mama wyszła z salonu i zauważyłam, że ściąga kurtkę. Pewnie była w sklepie. Ja odkąd wróciliśmy nie ruszyłam się z pokoju.
Powstrzymała mnie ręką przed dalszym schodzeniem na dół.
- Mogę iść do Bennettów? - zapytałam z maślanymi oczkami.
- Nie - odpowiedziała tonem, który nie znosi sprzeciwu, ale ja próbowałam dalej.
- Ale co, jak im się coś stało...? - nalegałam.
- Na pewno nic im nie jest. Inaczej nie rzucaliby się śnieżkami przed domem.
Co? Ruszyłam pędem (jakim pozwalały mi iść kule) w stronę okna, wychodzącego od strony domu Bennettów. Spojrzałam przez okno pełna zdumienia. Rzeczywiście. Cała trójka świetnie bawiła się w śniegu! Moment... Luke ją łaskocze? Chyba... a ona nie protestuje, tylko się śmieje? Czy ja o czymś nie wiem!? Jak mogli mi nie powiedzieć?!
- Wychodzę! - krzyknęłam, kiedy po pięciominutowej tułacze wreszcie dotarłam do drzwi. Moja mama spojrzała na mnie. - Przeżyję! Tylko koniecznie muszę się o czymś dowiedzieć! - odparłam na nieme pytanie i zatrzasnęłam drzwi.
Zanim dotarłam do drzwi, zdążyli wejść do środka. Słyszałam jednak śmiech.
Zapukałam. Otworzył mi rozbawiony Luke.
- Hej - powiedziałam.
- O, cześć.
Nie musiałam nic mówić, bo zamiast pozwolić mi samej dojść do salonu, wziął mnie na ręce i zaniósł na kanapę. Myrta od razu mnie przytuliła, a ja szepnęłam jej do ucha, że nie ma to jak zgrywać bohatera. Potem blondyn zawrócił po zostawione przy drzwiach kule.
- Z czego tak się śmialiście? - zapytałam całą trójkę. - Słychać was było na dworze.
- Zapytałem, czy są parą - powiedział mały. - Odpowiedzieli...
- Oczywiście, że nie - dokończył Luke.
- Ale dlaczego? - zapytał Philip.
- Bo ona mnie tak jakby nienawidzi - wytłumaczył, a potem teatralnym szeptem dodał: - Już szybciej byłbym z tą drugą.
Mały zachichotała, a ja i moja przyjaciółka pokręciłyśmy głowami.
- Serio, jak widziałam was przez okno, to można było uznać was za parę - powiedziałam.
- Rozejm na czas opieki - wyjaśniła Myrta.
- Nie musisz się martwić, jutro wszystko wróci do normy - "uspokoił" Luke(Myrta: mówiłam, że potrafi pocieszyć!).
- Tiaaa... nie ukrywam, że dziwnie, jak się nie kłócicie.
- Bardzo dziwnie - zawtórowali wszyscy troje w tym samym czasie.
Po przyjściu państwa Bennett, poszliśmy do domów. Oczywiście, byli zaskoczeni zastając w swoim domu jeszcze mnie, ale powiedziałam, że musiałam sprawdzić, czy żyją. Więc rozeszliśmy się. Z tym, że Luke mnie odprowadzał.
- Lubisz ją - powiedziałam, kiedy doczołgałam się do swojej bramy.
- Trochę - zawahał się.
- Luke... - spojrzałam na niego spode łba, dając znak, że wiem, że kłamie.
- Dobra, tak. - Odpowiedział szybko, a ja postanowiłam go pomęczyć.
- Tak co?
- Tak, lubię ją - powtórzył z irytacją. - Tyle, że ona mnie nie cierpi, a ja mam dość tego, że musisz słuchać tych kłótni.
- Chwała Bogu! Ktoś o mnie pomyślał! - zawołałam wpatrując się w niebo.
Spiorunował mnie wzrokiem.
- Nie myśl, że mi się podoba... Znaczy, ładna jest, ale nie o to chodzi - oj, Luke. - Po prostu... skoro jesteś ty, ja i ona, to miło by było, gdybyśmy byli w zgodzie. Tak myślę.
- Też tak uważam - odpowiedziałam. - Jednak Myrta to Myrta i jej decyzję o chorym nienawidzeniu cię może zmienić tylko ona sama...
Otrzepałam się. Zrobiło się zimno. Zupełnie nagle. Z ust blondyna wydobywał się duży obłok pary.
- C-co j-jest? - zapytał, szczękając zębami.
- N-n-nie wiem-m-m...
Chodnik, ulicę oraz ogrodzenie mojego podwórka zaczął pokrywać szron. Pojawił się śnieg. Wiał wiatr i niespodziewanie rozpętała się zamieć. Nie widziałam nic. Odszukałam ręką Luke'a, a on objął mnie ramionami. Tak było nieco cieplej. A potem zapadła się pod nami ziemia. Spadałam. Spadaliśmy. Zaczęło być mi cieplej. Ostatnie co z wtedy pamiętam, to że spadłam na swojego... przyjaciela(?) chyba mogę go tak nazwać, ktoś pomógł mi się podnieść i że straciłam przytomność.
Pragnienie cudu jest najwyższą niezgoda na rzeczywistość...
Ja nie mo ge ale faj nie! Czy ten pan i pani są w sobie zakochani? No nie moge a gdzie oni są? Kryjuwka mroka? Skoro strażnicy mają potomków to znaczy że on też? Lu będzie chodzić z jego synem? Są u zajączka? Tyle pytań a i wygrałaś ^^
OdpowiedzUsuńJEJ! ROBIMY NALEŚNIKI Z LUKE'A!
OdpowiedzUsuń