sobota, 30 maja 2015

Rozdział 7 "Ratowanie świata to priorytet"

Oczami Lu...

   Obudziłam się. Przez chwilkę delektowałam się czerwienią światła przechodzącego przez zamknięte powieki, a potem otworzyłam je. Nie pamiętałam prawie nic. Tyle, że spadałam i uderzyłam się w głowę. Tyle.
     Przede mną, na krześle, siedział wysoki blondyn. Metr osiemdziesiąt trzy "czystej głupoty", jak stwierdziła Myrta. Ale coś miał poza tą głupotą. Cóż to takiego?
   Postawione do góry włosy, oczy, które - kiedyś przysięgłabym, że niebieskie, a teraz nie zagwarantuję ci, że takie będą za pięć sekund - zmieniają kolor: raz intensywnie błękitnie, za chwilę fioletowe. Wcześniej się tak nie działo. O co chodzi? Malinowe usta, przebite czarnym kolczykiem. Po kiego? Głupi głosik w mojej głowie zapytał: Ciekawe, jak by się z takim całowało? Uciszyłam go natychmiast. Raz: to głupie, bo ja się w ogóle nie całowałam, dwa: o czym ty, do cholery, Lu, myślisz?! Ale przyznaję - po zmianie fryzury blondyn jest zdecydowanie ładniejszy. Wcześniej też był, ale w takich włosach mu o niebo lepiej.
    Ubrany był w czarny T-shirt, dopasowany na tyle, by można było zobaczyć, w prawdzie słabo, ale jednak zarys mięśni. Nigdy się nawet nie zastanawiałam, czy chodzi na siłownię. No ej, to, że się przyjaźnimy (no, teraz, wcześniej był kumplem od "pożycz długopis"), nie oznacza, że wiem o nim wszystko i że widziałam go bez koszulki bo tak nie było, eee... nie jest.
   Siedział i bawił się saszetką od herbaty w pół pustej szklance. Obijał ją o brzegi, robił "karuzelę", oplatał sznureczek wokoło ucha szklanki.
     Dopiero po chwili zauważył, że nie śpię i uśmiechnął się, ukazując rząd równych, białych zębów. To był Luke. Połowa dziewczyn w szkole zazdrości mnie i Myrcie, że on w ogóle z nami gada. A my co? Myrta go nie cierpi, ja natomiast nigdy nie zaliczałam go "do kandydatów na męża".  Zawsze na piedestale stał kruczowłosy William Canterville, więc blondyna nawet nie wpisałam w rejestr.  Chociaż po bliższym zastanowieniu... dlaczego tego nie zrobiłam?
 - Śpiąca Królewna wreszcie wstała! - zawołał kładąc  szklankę na ziemi, bo niczego innego nie było w pobliżu i przysunął krzesło bliżej łóżka.
 - Taaa... co się działo? Kompletnie nic nie pamiętam - potrząsnęłam głową, usiłując się rozbudzić.
 - Od kiedy?
 - Od uderzenia w głowę, do teraz - wyjaśniłam.
 - Więc... pomogłem ci wstać, ale ty straciłaś przytomność, więc musiałem cię nieść... - opowiedział mi ze szczegółami przebieg zdarzeń, który wydarzył się, kie byłam nieprzytomna, wpół przytomna i ponownie nieprzytomna.
 - Wow, dzięki... ale dlaczego ci się zmieniają oczy? - zapytałam na zakończenie opowieści.
   Luke uśmiechnął się.
 - Twoje też się zmieniają i to od lat. Szczerze? Sam chciałbym wiedzieć...
 - Chodzi o stężenie poziomu nadnaturalności w tym miejscu - odezwał się Mikołaj, wychylając się z uchylanych drzwi.
Nie ładnie tak podsłuchiwać...
 - Jest duże, co powoduje pobudzenie waszych mocy do działania.
 - A po ludzku? - zapytaliśmy równocześnie.
 - Jest tu dużo... hmm... powiedzmy - magii i to sprawia, że ta niezwykła część was zaczyna się ukazywać. Ty, Lu, widziałaś jego oczy na niebiesko, bo to twój ulubiony kolor i lubisz chłopaków o niebieskich lub szarych oczach - taa, ale po co on to mówi na głos?! - Myrta natomiast uwielbia czerwony. A jak wiecie, niebieski i czerwony dają fioletowy, więc takie też widzi. Zdjęcia zawsze dają kolor bardziej lubiany, czyli w waszym przypadku niebieski, a lustro - ten drugi.
 - Yhym - burknęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej. Zauważyłam, że moja kostka nie jest już zabandażowana i że mogę nią poruszać. - Jak? - zapytałam blondyna.
 - Nie wiem, musiałem im ten jeden raz zaufać - Luke spojrzał na mnie z przepraszającym uśmiechem.
 - Ząbek poszła z nimi śledzić sługusa Mroka, a Piadek pilnuje pałacu - usłyszeliśmy głos mojego ojca, rozmawiającego z Zającem.
 - Co? Kiedy wrócą? - zapytałam, kiedy stanął w drzwiach.
 - Długo ich nie będzie - poinformował.
 - Długo, to znaczy ile? - Luke uniósł brwi.
 - Od dwóch tygodni do miesiąca - spokój w głosie mojego ojca mnie denerwował.
 - A co z nami? - odezwałam się.
 - Zostaniecie tutaj i przyjmiecie poszerzenie mocy. Mrok o was wie.
 - To on żyje? - wypaliłam.
 - Myśleliśmy, że zginął, ale potem dotarło do nas, że przecież Mrok zawsze będzie istnieć. Cień pod drzewem, noc, zło w ludziach - to wszystko zawsze będzie istnieć i chociaż On jest bardzo osłabiony, znalazł inny sposób, żeby zbierać siły. Jego sługa, którego nazwaliśmy Kruk, to tak na prawdę nie sługa. Czarny Pan wstąpił w ciało jakiegoś chłopaka, by mieć do was dostęp - wyjaśnił Zając, stając zaraz za mojm ojcem w drzwiach.
 - A co z rodzicami i szkołą? - zapytał nerwowo Luke.
Wiedziałam, że to miało skłonić ich do zostawienia nas, bo on martwiący się o szkołę, to byłby cud.
 - Wybacz, ale ratowanie świata to priorytet - fuknął mój ojciec. -Nasz i Wasz, skoro jesteście naszymi dziećmi.
  Widać, też był zdenerwowany tym, co wyprawia Mrok.
 - Pogadam z twoją mamą, twoim tatą i mamą Myrty - spojrzał na mnie i na Luke'a.
    Postanowiłam się uspokoić i zapytać o coś ważnego. Ślepia całej czwórki patrzyły na mnie.
 - Na ile tu zostaniemy?
 - Nie wiem. Wrócicie na chwilę do siebie i zabierzecie niezbędne rzeczy. Trzymajcie się we dwójkę i nie odchodźcie od siebie dalej, niż na dwa metry. Powodzenia - powiedział Mikołaj i rzucił kulą, z pomocą której mieliśmy się przenieść.

***
   Dom Luke'a był spory, otoczony ogrodem. Przed chwilą wyszliśmy z mojego domu, a Luke szukał kluczy do swojego. Budynek zzewnątrz pomalowany był bladożółtą farbą, o brązowym dachu. Przypominał klasyczny, wiktoriański dworek z filmów. Jakieś dwa lata temu został ogrodzony białym płotem, a biała furtka bardzo mi się podobała. Tak naprawdę, to nigdy nie byłam w środku. Przed domem, czy w progu owszem, ale w głąb - nigdy. On u mnie był może ze trzy razy, jak przyszedł po zeszyt od matematyki i jak pomagał mi wejść do domu. No i z raz wcześniej, może dwa, nie więcej. U Myrty po raz pierwszy był wczoraj, idąc za jej głosem do kuchni... ona u niego, jak ja, nigdy. I choćby miało się walić i palić, nie wiem, czy by weszła. Ale odeszłam od tematu, więc...
     Przedpokój był długi, zakręcał przy końcu w prawo, wyłożony kremową boazerią. Zaraz na lewo była niewielka, czarno-biała kuchnia, obok łazienka, a nieco dalej, na prawo, łukowate przejście do salonu. Tam też się skierowaliśmy. W międzyczasie Luke zabierał swoje rzeczy. Stała tam czarna kanapa z czerwonymi i szarymi poduszkami, na przeciwko której stał spory telewizor. Nie znam się na calach ekranów, ale był duży. Na ciemnych panelach spoczywał biały, włochaty dywan, a zasłony okien wychodzących na ulicę były dopasowane do koloru poduszek i ścian.
    Nieco dalej, łączył się z jadalnią w beżu i drewna z wiśni. Jadalnia z kolei łączyła się ponownie, tym razem z korytarzem, gdzie były szerokie, białe schody z czarno-białą poręczą. Przyznaję, ładnie tu. Weszlismy po schodach i moim oczom ukazał się niewielki, niebieski korytarz, z którego wychodziło pięć par drzwi. Jak się domyślam, pokoje Luke'a, jego brata (tylko od taty, jego mama zmarła, podobnie jak poprzedni partner mamy blondyna, Dean Raven) Steve'a, ich taty, przypuszczalnie łazienka i garderoba, lub wejście na strych.
    Ku mojemu zdumieniu, pokój mojego przyjaciela był zadziwiająco czysty. Pomalowany był na zielono, czarno i niebiesko. Łóżko, nieco większe niż moje, otulone było czarną pościelą, a poduszki odziane w zielone i niebieskie poszewki. Nie dałam rady się powstrzymać i skoczyłam na łoże, co Luke skwitował uśmiechem.
   Nad posłaniem wisiały dwie deskorolki, jeden snowboard i jeden vaveboard. Natomiast na przeciwległej ścianie, co zauważyłam dopiero teraz, wisiała kolekcja gitar: czterech elektrycznych, dwóch akustycznych i jednej klasycznej. Trochę się na tym znam. Mój kuzyn próbuje zebrać zespół.
 - Grasz? - zapytałam, wskazując na nie wzrokiem.
   Skinął głową i wrócił do pakowania ubrań z czarnej szafy z fototapetą na drzwiach, przedstawiającą Londyn.
 - Nie wiedziałam - podniosłam się z łóżka.
 - Wielu rzeczy o mnie nie wiesz - puścił mi oczko i schylił się po leżącą pod łóżkiem torbę podróżną.
   Wtedy zauważyłam, że jedynie na czarmej etażerce panuje bałagan - kilka kostek do gry na gitzrze i dużo wypakowanych z pudełek strun. Cztery kostki i dwa nierozpakowane pudełka schował do bocznej kieszeni, a resztę wrzucił do szuflady.
   Wszystko upychał do torby, podobnie z resztą, jak wcześniej ja. Chwilę potem odwrócił się i rzucił:
 - Idziemy na dół.
      Wyszedł i zszedł do piwnicy, a ja oczywiście za nim. Było tam coś w rodzaju studia nagramiowego. Wszystko było czerwone lub czarne. Wow... na tym się nie znam, więc opisy stop. Zauważylam jedynie tablicę korkową, stolik, mikrofony, kanapę, dywan zakryty niemal w całości pogniecionymi kartkami, perkusję, kable, kable i jeszcze raz kable.
     Chłopak zabrał z czerwonej kanapy w centrum pomieszczenia futerał, a potem umieścił w nim gitarę elektryczną zabraną ze stołu. Uniosłam brew.
 - No co? Moja ulubiona. Nie wiemy, kiedy wrócimy - skwitował.
      Kiedy zapakował już długopisy i notes, ruszyliśmy do wyjścia. Opuściliśmy dom i transportowaliśmy się do Zająca z pomocą kuli od Northa.

    Oboje byliśmy wkurzeni, bo dali nam wspólny pokój. Właściwie, był tam tylko jeden i ukryty. Podobno wpakowano nas tam razem ze względu na bezpieczeństwo. Nie zmienia to faktu, że dzielę go z chłopakiem...
    Kolor - pomarańczowy. Okna - jedno, niewielkie, zasłonięte półkolistą, lodową barierą od zewnątrz. Łóżko - piętrowe, z jasnego drewna. Ja na dole, Luke na górze. Dwie szafy i drzwi do łazienki. W dodatku, pomieszczenie podłóżne i wąskie. Chcę do domu!!!

***
   Już od dobrych, dwóch godzin nie mogłam zasnąć. Wcześniej mój ojciec wparował do pokoju, próbując odetkać ucho. Powiedział, że Evangeline nie ucieszyła się na jego widok oraz, że "moja matka odchodziła od zmysłów", zastanawiając się, gdzie jestem. No taak...
Mój biedny ojciec musiał to tłumaczyć jej, pani Victorii i panu Roberto (mamie Myrty i tacie Luke'a). Byli od lat wtajemmiczeni w to wszysrko i nie raczyli nam powiedzieć... mam ochotę się na nich powydzierać!
   Kręciłam się i spoglądałam na wyświetlacz telefonu. Okazał się zbędny, bo tu kompletnie nie ma zasięgu. Ale eoem przynajmniej, która godzina, chociaż wpół do pietwszej nie pociesza. Westchnęłam. Ciekawe, gdzie jest teraz Myrta. Prewnie się skrada, albo ukrywa w towarzystwie Zębuszki. A ja tu muszę się męczyć z samymi facetami...
 - Luke? - szepnęłam.
 - Hmmm?
 - Śpisz?
    Usłyszałam, że się porusza i już po chwili jego głowa zwisała z góry.
 - No chyba nie, skoro co odpowiadam - uśmiechnął się, a ja wstałam i stanęłam przodem do łóżka, żeby móc z nim normalnie rozmawiać. - A co?
 - Nie mogę zasnąć - wyżaliłam się.
 - No to chodź tu - powiedział, jakgdyby nigdy nic i wskazał ruchem głowy na swoje łóżko.
 - CO? - spojrzałam na niego z wyrzutem.
    Przewrócił oczami.
 - Słyszałaś.
 - Ale nie uważasz, że spanie razem na jednym łóżku jest dziwne? - spytałam unosząc wysoko brwi.
   Zaśmiał się.
 - No przecież cię nie zgwałcę! No, chyba że być chciała...
 - Zboczeniec! - rzuciłam w niego swoją poduszką, a on ją zabrał. Udając obrażoną, zapasałam ręce.
 - A poważnie, kto powiedział, że będziemy spać? - zapytał.
  Uniosłam tym razem jedną brew. Jedyne, co przychodzi mi do głowy do robienia  n a   ł ó ż k u  oprócz spania jest chyba każdy wie co. A ja w najbliższym czasie nie zamierzam  t e g o  robić. Po za tym, chyba nie o to mu chodziło, prawda?
 - Możemy pbejrzeć film na tablecie, posłuchać muzyki albo coś - rozwiał moje wątpliwości.
   Wspięłam się po drabince i usiadłam po turecku obok niego.
 - Po co zrobiłeś sobie kolczyk? - zapytałam, payrząc na czarne kółko w jego wardze.
   Wzruszył ramionami.
 - Kolega miał, spodobało mi się, więc powiedział, gdzie robią je dość tanio. Coś w rodzaju impulsu. Tacie się nie spodobało, ale nie mógł mi go przecież wyrwać - uśmiechnęłam się.
 - Boli?
 - Co?
 - Przekłówanie - wytlumaczyłam.
 - Jak każde inne. Masz przekłute uszy więc wiesz - stwierdził.
 - Aha - odpowiedziałam jedynie.
    Niemal całą noc oglądaliśmy "Piratów z Karaibów: Klątwę Czarnej Perły". Jak ja uwielbiam Jacka Sparrowa!!!
   Potem, jakoś zasnęłam. A Luke? Nie wiem, ale puki co, wolę nie wiedzieć...

Nigdy nie poznamy kogoś do końca... w całości. 
Zawsze tylko jakąś część...

~~~~~~~~~~~~~~~~~
  No, moje pierwsze info pod rozdziałem :)
Wydaje mi się, że ten rozdział jest trochę nudny, ale musiałam dać kiedyś te informacje i opisy. No mamy w miarę Lukette monents. Mam nadzieję, że wam przypasuje. Nie był sprawdzany, więc przepraszam, jeśli znajdą się błędy czy złączone/przekręcone wyrazy.
Buziaki i do następnego :*
Lusia

4 komentarze:

  1. Jednak ten paring jest lepszy: )
    Ale to było takie super
    Ja chce szybko nexta
    Życzę weny: )

    OdpowiedzUsuń
  2. A ten chłopak nr 1 to opętany przez mroka nie nudny nie nudny ciekawy! Zapamiętaj ciekawy u mnie na dumie już jest.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo mam drugiego bloga ;) pozdro
    dumaiuprzedzeniejelsa.blogger
    No poczytaj może się spodoba :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Nudne!!!??? NUDNE!!?? Dla mnie to było ciekawe....Bardzo miło czytało mi się twoje opisy ,które zmusiły moją wyobraźnię do wysiłku,więc bardzo za to dziękuję :) Co do rozdziału bardzo fajny!!! Dowiadujemy się nowych rzeczy o bohaterach!!!
    Świetny,Ciekawy rozdział,czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń