poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 20 "Nie ocieraj moich uczuć"

Za wszelkie literówki i ortografię z góry przepraszam!

Oczami Myrty...

    Jakaś czarna koto-wiewiórka o wściekle ostrych zębach i pazórach drapnęła mnie do krwi. Miałam cztery, niemal równoległe linie na swoim ramieniu (łapie). Każda szczypała i piekła tak samo. Syknęłam z bólu. Kopnęłam koto-wiewiórkę z całej siły. Uderzyła o ścianę i rostrzaskała się w drobny pył. Moje ciało i tak było pełne zadrapań, ale nie poważnych. Poza tą raną.
     Dziedziniec spowił czarny piasek, pozostawiany przez zniszczone wstęgi. Zaczęły się zamieniać w te potwory jakieś dwie minuty temu. Wróżka krzyknęła wtedy, że napewno ,,nasi się pojawili i się boją". Bardzo możliwe. Ale my, dwie, same na ogromnym, ciemnym dziedzińcu w świetle... Gdzie księżyc? ... bez światła księżyca, radziłyśmy sobie nienajgorzej. Dopuki nie pojawiły się te potworki.
    Kątem oka zauważyłam, jak Zębuszka upada. Chciałam do niej pobiec. Jednak wężo-orzeł wykorzystał moją nieuwagę i wbił swój dziób w moją łapę, przez co upadłam na ziemię.
     Całe moje ciało przeszywał ból. W ogóle, jakimś sposobem powróciłam do ludzkiej postaci. Moja noga najprawdopodobniej została złamana. Sparaliżował mnie ból. Słone łzy popłynęły z moich oczu. Skuliłam się i poddałam. Wstęgi i potwory zaczęły oplatać moje ciało. Przedarły się najpierw przez spodnie, potem przez kurtkę, sweter i bluzkę. Czułam, że boli mnie każdy centymetr ciała.
     Wszystkie głosy dochodzące z okolicy zlewały się w jedno. W pewnej chwili, będąc na wpół-przytomna zorientowałam się, że już nie jestem na ziemi. Na ziemi leżało dużo czarnego piasku. Zmrużyłam oczy i wtuliłam się w tors chłopaka. Od razu rozpoznałam perfumy. Przytuliłam się mocniej.
 - Przepraszam - szepnęłam, mając na myśli moje dawne, głupie zachowanie.
 - Za co? - usłyszałam w odpowiedzi.
 - Za wszystko - usiłowałam podnieść głowę, by spojrzeć w te fioletowe oczęta.
 - Nie ruszaj się - powiedział w moje włosy i po chwili poczułam, że leżę. Nie na śniegu. Na czymś miękkim.
    Uchyliłam powieki i dostrzegłam zarys prowizorycznego namiotu. Czerwony namiot. Luke wyniósł mnie z pola bitwy. Uśmiechnęłam się słabo.
 - Zaraz wracam - powiedział, nakrywając mnie kocem.
     Wrócił, pomagając dojść do środka swojej mamie, która była po prostu osłabiona i posiniaczona. Miała parę powierzchownych ran, ale nic poza tym. Sama usiadła i opatrzyła się przy niewielkiej pomocy syna. Zaraz potem przeszła pod zasłoną zrobioną z koca i zniknęła w drugim namiocie.
    Spojrzałam na Luke'a, który wrócił do ludzkiej postaci.
 - Ładnie ci w piórkach - usiłowałam się zaśmiać.
 - Dzięki - potraktował to z przymrużeniem oka i zaczął przecierać rany na mojej twarzy. - Musisz ściągnąć kurtkę - polecił.
    Z jego pomocą usiadłam i zdjęłam potarganą kurtkę, sweter i podciągnęłam bluzkę z krótkim rękawem do góry, odsłaniając poraniony brzuch. Rany ciągnęły się po skosie od żeber aż po miednicę. Wyglądało okropnie. Będą blizny. Już nie wyjdę w stroju kąpielowym...
     Poczułam, że jakaś ciecz rozlewa się po moich ranach na nogach i ramieniu. Skrzywiłam się i syknęłam.
 - Co to za cholerstwo? - zapytałam.
 - Woda utleniona? - odpowiedział, kiedy skończył odkarzać ranę na brzuchu.
    Westchnęłam.
 - Dziękuję - szepnęłam, patrząc w aktualnie niebieskie tęczówki. Postanowiłam nie pytać o oczy. Może jest z nim jak z Lu.
  - Nie ma za co - odpowiedział z uśmiechem.
 - Jest - złapałam go za rękę i podniosłam się, by usiąść. - Zginęłabym. Albo wykrwawiła się. Znowu ktoś musiał mnie ratować... - westchnęłam, a dostrzegając pytające spojrzenie niebieskich tęczówek, wyjaśniłam: - Gdyby nie Harry, spadłabym w przepaść. Gdyby nie ty, wstęgi by mnie rozszarpały.
 - Myrta... - spojrzał na mnie i pogładził po zadrapanym policzku. - Ja...
    Nie dokończył. Nie dokończył, po zatkałam mu usta. Zatkałam mu usta swoimi ustami. Pocałowałam go! Już po sekundzie zaczął oddawać pocałunki i poczułam, jak się uśmiecha. Wsunęłam mu dłoń we włosy, a on ujął moją twarz w dłonie. W pewnej chwili odsunął się minimalnie.
 - Długo na to czekałem... - szepnął prosto w moje usta i znów pocałował, ale krócej.
      Emocje buzowały we mnie i czułam motylki w brzuchu.
 - Tęskniłam - powiedziałam szczerze, topiąc się w tych nieziemsko niebieksich tęczówkach.
 - Ja też - uśmiechnął się i przytulił mnie mocno.
       Luke był powodem, dla którego nie mogłam być z Harrym. Ja po prostu od zawsze...
 - Luke? - zapytałam, wciąż będąc w jego objęciach.
 - Hm?
 - Chyba cię kocham - wydusiłam z siebie.
 - Też cię kocham - powiedział w moje włosy.
     Płachta, służąca za wejście poruszyła się.
 - Luke? - usłuszałam nieznany mi głos i spojrzałam ponad ramieniem blondyna, który także odwrócił się w stronę nowoprzybyłej.
     Była trochę podobna do Lu. W chwili, w której się zjawiła, miała całkiem białe włosy i niebieksie oczy, ale teraz przed nami stała zmartwiona brunetka o ciemnobrązowych oczach. Zmartwiona? Mało powiedziane... Była roztrzęsiona.
 - Co się stało? - zapytał Luke, powoli uwalniając mnie z uścisku.
 - Christian. Wymiotuje krwią... Sama nie dam rady mu pomóc - spojrzała na blondyna błagalnie.
     Co? Chris? O nie... Oby nim mu się nie stało...
 - Zostaniesz z Myrtą? - zapytał jej. Skinęła głową.
     Pocałował mnie w czoło i zniknął. Szatynka usiadła obok mnie. Trzęsła się.
 - Dostał w brzuch wstęgą... Odbił ją, a potem zaczął wymiotować krwią - niemal zaczęła płakać.
   Chwilę trwało, nim uspokoiłam ją. Kiedy uznałam, że lepiej już nie będzie, postanowiłam zapytać:
 - Wybacz, że pytam, bo może to nienajpodpowiedniejszy moment, ale... - urwałam i wzięłam głęboki oddech. Spojrzała na mnie. - Kim jesteś?
 - Alex. Siostra Lulette - odpowiedziała cicho.
      Wytrzeszczyłam oczy, a ona po krótce wszystko mi wyjaśniła.
 - ....zatem mnie niecierpi - skończyła opowieść.
 - Porozmawiam z nią - zapewniłam. - W końcu to nie twoja wina.
     W tym momencie do namiotu wszedł Luke, podtrzymując Christiana. Czarnowłosy wyglądał okropnie. Z ust ciekła mu strużka krwi, był cały blady. Ani Luke, ani Chris na nas nie spojrzeli. Skierowali się do namiotu, gdzie była Zębuszka.
      Chwilę potem blondyn wrócił do nas.
 - Leć, Alex. Potrzebują cię - rzekł smutnym głosem.
     Dziewczyna spojrzała na mnie i pobiegła znów na pole bitwy.

***
Narrator ogólny

     Mrok opuścił ciało Williama i stanął przed nimi w całej swej okazałości. Chłopak leżał na ziemi pod murami zamku. Czarny Pan zaśmiał się. Harry posłał w jego kierunku trzy strzały zrobione z czarnego piasku. W tym czasie Lu, ze łzami w oczach rzuciła się w kierunku Canterville'a, prosząc, by Harry ją osłaniał. Will spojrzał na nią swoimi szarymi oczami. Załkała.
 - Co on z tobą zrobił... - wychlipiała.
     Chłopak otarł jej łzę.
 - Nie ocieraj moich uczuć - powiedziała, przytrzymując jego dłoń przy swoim policzku.
 - Nie chcę, żebyś płakała - rzucił jedynie i uśmiechnął się słabo.        Mówienie przychodziło mu z trudem, podobnie jak jakiekolwiek poruszenie twarzą.
 - Chodź, musisz wstać - złapała go za rękę i wstała.
 - Uwierz mi - przerwał jej, powoli ciągnąc ją z powrotem w dół. - Nie ma sensu.
 - Ale Will... - urwała, bo zakrył jej usta dłonią.
 - Za dużo mówisz - szepnął. - Zrobisz coś dla mnie? - zapytał, chowając niesforny kosmyk brązowych włosów Lu za ucho.
 - Oczywiście - pociągnęła nosem.
       Will podniósł się, chociaż sprawiło mu to ogromny ból. Posłał jej pytające spojrzenie: ,,Mogę?". Przybliżył się jeszcze bardziej.
     Dotknął swoimi wargami jej warg. Zaskoczona Lu zamknęła oczy. Chłopak pogłębił pocałunek, więc odpowiedziała tym samym.
     Will poczuł ukłucie w brzuchu. Syknął z bólu i rozłączył ich usta. Spojrzał na zmartwione i przerażone oczy dziewczyny.
 - Przepraszam - wyszeptał, ponownie kładąc się na ziemi.
 - Nie przepraszaj - cmoknęła go w usta, a z oczu pociekły jej kolejne łzy.

Każdy pocałunek pisze jakąś historię...

~~~~~~~~~
Boziu, jaka to męczarnia pisać o takich momentach, skoro kompletnie się tego nie potrafi (jak się nawet w życiu nie całowało w taki sposób), ale mam nadzieję, że wam się rozdział podobał.
Layla - kto, co i jak to się dowiesz w następnym i mam nadzieję, że ujdę z życiem :P (i tak ci nie odpowiem w komentarzu, ale możesz zgadywać)
Wybaczcie, że aż tyle czekałyście (cztery sni, no wieki XD) ale w sobotę byłam poza domem, a jak wróciłam nie było prądu. W niedzielę w domu byłam dopiero o siódmeji nie za bardzo mogłam pisać. No, o ile nic się nie zmieni, do końca dwa rozdziały i epilog :) Blog na część drugą jest już prawie gotowy, ale ustawiony na widoczność jedynie dla mnie. Postacie też przygotowane, zresztą, jak i sam zarys. Dobra, nie ważne :P
Buziaki i do następnego,
Wasza Lusia :*

3 komentarze:

  1. Super! Ale to męczarnia czytać tak emocjonujący rozdział w taki upał... Biedny Chris. Czekam na next' a.
    Ps. Lu ma zrobić zimę. Przynajmniej w godzinqch 12-14

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg omg omg omg omg a Harry nie będzie zazdrosny? A jak zareaguje Lu mna Myrte i Luke'a!? A ten Will zginie? A Christian przeżyje? Cxyli Miko jest bezdzietny? A on kocha Lu? To okropne dlaczego? (Poza Elsy na jeziorze) w takim momęcie! Lu zime hahaha wynajmijmy odrazu Frosta i Else to poodśnieżane ;)
    Upal upał upał mnie gorączka szkodzi roztapiam się jak Frost w Afryce obawiam się, że pozostanie po mnie mokra plama :) tyle pytań a więc bierz się za odpowiadanie albo tu albo w nexcie. Ps z tymi romantycznymi momętami nie jest tak źle :) weny i czasu :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Morze Luke to taki czaruś...

    OdpowiedzUsuń