czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 22 "Dwa złamane serca"

Narrator ogólny
***tłumaczenie***

          Siedemnasty grudnia. Na ścianie w domu Mikołaja zawisł portret czarnowłosego i wiele zdjęć. Zębuszka dała nawet jego wspomnienia na ołtarzyk. Wszyscy byli pogrążeni w żałobie. Mikołaj wspominał go jako aniołka, który nawet zbyt wiele nie chciał na święta, Piasek, jak piękne miewał sny, Zając, jak Will mistrzowsko znajdował wszystkie pisanki schowane w parku w Nowym Jorku, gdzie jeździł na Wielkanoc, ale zbierał tylko kilka z nich, żeby inni mogli się cieszyć. Jack pamiętał, jak rok przed narodzinami Lu trzymał malutkiego Canterville'a na rękach. Will był synek jego kolegi z pracy.
    Było pięć wiązanek. Od Lu, od Myrty, od Luke'a, od Harry'ego i od Christiana. Strażnicy, jak ponad dwadzieścia lat temu dla Piaskowego Ludka podarowali świecę. Skrzaty poruszając swoimi dzwonkami odegrały żałobną pieśń. Wszyscy pochylili głowy i złapali się za ręce.

      Tego samego dnia każde z nich rozpoczęło pakowanie. Fay powróciła do domu z samego rana, jeszcze przed ceremonią pożegnalną. Nie miała o niej bladego pojęcia, więc pożegnała się ze wszystkimi i wróciła do domu Luke'a, by tam wraz ze Steve'em zaczekać na niego.
     Myrta dopatrzyła się na swoim ciele ogromu blizn, zadrapań i sinaków. Starych, tych, które pojawiły się podczas biegu i nowych, zadanych przez unicestwione raz na zawsze wstęgi. Zębuszka przyniosła jej i bliźniakom jakiś dziwny krem, który stopniowo, przy każdym użyciu usuwał ślady tych ran. Cieszyła się już oficjalnym zwiazkiem z blondynem. Miała nadzieję, że to się nie zepsuje. Starała się spędzać czas ze swoją najlepszą przyjaciółką, ale chłopak również go potrzebował. Ciężko było to pogodzić, zwłaszcza, że chciała też czas dla siebie.
    Obok pokoi Lu i Luke'a oraz Alex pojawiły się pokoje numer sześć, siedem i osiem. W szóstce mieszkała Myrta, w siódemce Harry a w ósemce Chris. Może i Lu powinna się zamienić z Myrtą, bo przecież zostali z Luke'iem parą, ale nikt by się na to nie zgodził. Myrta i Luke mogliby się zamienić ze sobą, by dziewczyny były razem, albo zrobić pokój numer dziewięć, ale na jedną noc się nie opłacało.
      Lulette z bólem przyjęła wiadomość o związku swoich przyjaciół. Owszem, pasowali do siebie  jak Barbie i Ken*, ale nie potrafiła się cieszyć ich szczęściem. Oni byli szczęśliwi, razem, a ona została sama. Nie mieli dla niej już tyle czasu co wcześniej, więc ból po stracie kogoś, do kogo wzdychało się dłuższy czas i kogoś, kto parę chwil przed śmiercią cię pocałował, musiała znosić sama. Ostatniej nocy nie spała, bojąc się obietnicy Mroka.
    Wróciła do swojego pokoju, gdyż zapomniała o komórce.
 - Zdrajcy. Oboje - rzuciła, zastając całującą się parę, wzięła telefon i wyszła.
     Harry także nie przyjął najlepiej informacji o Luke'u i Myrcie. Nie rozmawiał ani z blondynką, ani z blondynem. Zdarzyło mu się wymienić parę słów z Lulette, ale tylko kilka. Ona popadała w depresję, on  zresztą też. Po domu Wielkanocnego Królika plątały się zatem dwa złamame serca. Niemal cały ten czas Harry spędził z bratem i również odrzuconą Alex. Myrta i Luke ją zaakceptowali, Lu pozostała nieugięta, mimo iż ta próbowała jakkolwiek się pogodzić.
     Lu wzięła swoją torbę i wyszła na łąkę w domu Zająca. Usiadła na trawie, w tym miejscu, w którym dokładnie tydzień temu czekała z Luke'iem na powrót do domu, by spotkać Caluma. Niewiarygodne, ile rzeczy wydarzyło się w ciągu zaledwie dziewięciu dni. Dzisiaj był środek dziesiątego dnia od chwili drugiego porwania. Wszystko działo się tak szybko. Wiele się również zmieniło...
 - Hej, jak się trzymasz? - obok niej pojawił się Harry, ze znacznie mniejszym bagarzem w małym czarnym plecaku.
 - Fatalnie. A ty? - odpowiedziała. - Wiem od Myrty. Od Chrisa też. - Wyjaśniła, uprzedzając pytanie.
 - Nienajlepiej - westchnął. Po chwili ciszy, jakby sam do siebie rzekł: - Czyli to już koniec przygody...
 - Tak. Na to wygląda - odparła smętnie.
 - Ale spotkamy się jeszcze, no nie? - zapytał, patrząc na nią. - Nie wiele było okazji, żebyśmy byli wszyscy.
 - Nie było - potwierdziła. - Mój tata coś wspominał o świętach, żebyśmy się zjawili...
 - Przyszłabyś?
 - Może - rzekła wymijająco. - W sumie, raczej nie. Mam tylko dziewięć dni, by się pozbierać.
 - Tylko? - uniósł brew. - Wiesz, w ciągu dziewięciu dni naprawdę wiele może się wydarzyć.
 - Zauażyłam - odparła z wisielczym humorem.
 - Proszę, przemyśl to.
     Na horyzoncie pojawiła się Alex. Lu zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem, więc dziewczyna usiadła obok Harry'ego. Zapadła cisza. Następnie zjawił się też Christian. Ten z kolei postanowił sobie postać. Myrta i Luke zjawili się jako ostatni. Szli trzymając się za ręce. W krótce też zmaterializował się Mikołaj z resztą stażników.
 - No to co, wracacie - podsumował smutno.
 - Nie sądziłam, że to powiem, ale zostałabym tu jeszcze na dłużej - stwierdziła Myrta.
 - Ja też - przytaknął Chris, a reszta pokiwała głowami. - Ale w domu też na nas czekają.
 - To prawda. Macie zaproszenie, wraz z rodzicami na święta tutaj - powiedział Mikołaj. - Luke, możesz wziąć brata i Fay.
 - Jeśli się zdecydujecie, to poproście Myrtę o dostęp do tunelu - rzekł Zając. - Christian, Harry, u was osobiście zjawi się Jack, by potwierdzić przybycie. Alex, do ciebie też kogoś wyślemy. Jasne?
 - Jasne - odpowiedział chórek.
    Nastała chwila pożegnania. Każde z każdym się przytulało. Strażnicy z dziećmi, swoimi i nie, dzieci z dziećmi - bez wyjątków. Nawet, dla świętego spokoju Lu przytuliła Alex. W kolejce czekał jeszcze Harry.
 - Pa, trzymaj się Lu - przytulił ją.
 - Ty też - odwzajemniła uścisk. Po chwili zastanowienia dodała: - Obiecuję być na tych świętach - uśmiechnęła się do niego lekko, a on to odwzajemnił.
 - Już czas! - powiedział Mikołaj. - Lu, Myrta i Luke - rzucił pierwszą kulę i cała trójka pomachała na pożegnanie reszcie, niknąc w portalu.
      Wyłonili się w miejscu, gdzie porwano po raz drugi Lu i Luke'a, gdzie transportowali się wieczorem, dziesiątego grudnia, oraz prawie w miejscu, gdzie wraz z nimi do Zająca wbiła Fay. Stali tam, śnieg pruszył z nieba i opadał na ich twarze. Spojrzeli po sobie i na miejsce, w którym sekundę temu był portal. Kot Bennettów przemknął obok nich.
 - Czyli to już koniec - stwierdził Luke.
 - Nie jesteśmy im już potrzebni - dodała ze smutkiem Lu.
 - Coś, czego tak bardzo chcieliśmy na początku - dokończyła Myrta.
         Uścisnęli się i rozeszli. Każdy do swojego domu.


W każdym końcu kryje się początek czegoś nowego...

*Porównanie znalezione w necie, ale mi przypasowało :P
~~~~~~~~~~~~~~~~
No, to czekamy już tylko na epilog. Będzie jurto albo po jutrze. Nie wiem, czemu, ale ciężko mi się rozstać z tą historią, mimo, iż będzie część druga.
Layla, wybacz, dowiesz się dopiero pod epilogiem :P
Emilly, wiesz, przepraszam, no, ale o to trochę chodziło... :/
To by było na tyle, jeśli chodzi o ostatni rozdział Córki Jacka Frosta. Wszyscy wrócili do domów i znów żyją jak dawniej...
Lusia :*

3 komentarze:

  1. Wrócili do domów i żyją jak dawniej. Cudownie. Nic się nie stało, zapomnijmy! xD :(. Męczmy się nad epilogiem obie! Wiem, że będzie u ciebie 2. część... ale... no trudno mi się pogodzić.
    Pozdrawiam, weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybaczam! To tkie smutne apsik chyba jestem jedyną osobą w lato która ma katar . Trochę nie kapuje tego ich związku :( Hary+Myrta=♥ Luke+Myrta=↓ na też tak chce ;( zabije kogoś no normalnie tak czekazz na Jacka ale mam dla niego wielkie wejście :) zaraz coś wymyśle do rozdziału 30. Zajmuj się epilogiem i pod epilogiem i czym tam chcesz ja poczekam ja nie ZAJĄC nie uciekne taka metafora heh

    OdpowiedzUsuń
  3. nominowałam cię do LA!
    więcej tu:http://wielkaszostkawhogwarcie.blogspot.com/2015/07/la.html
    rozdział jak zwykle powala!
    weeny dużo :)

    OdpowiedzUsuń