poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 12 "Richmond i okolice"

!!! Przeczytaj info pod rozdziałem !!!

Oczami Myrty...

 - Przestań mi się śnić, Hemmings! - fuknęłam, kiedy to już chyba czwarty raz tej nocy obudziłam się.
   Dosłownie sekundę potem, Chris skończył wartę i wszedł do namiotu. Ze zdziwieniem spostrzegł, że nie śpię.
      Harry nie dostawał już warty przede mną, jak wcześniej. Od teraz zawsze przed bratem. Nie mogłam uwierzyć, że Harry, dobry, miły, kochany Harry potrafi tworzyć koszmary. Kiedy próbował mnie obudzić ostatnim razem, wywołał u mnie koszmar związany ze śmiercią... tak, super, że wiecie - Luke'a. Wszyscy byliśmy zaskoczeni, a chlopak załamał się. Stwierdził, że nie chce takich zdolności. Owszem, potrafi też tworzyć zwykłe sny, bo tę cząstkę przyjał od ojca, ale jakimś dziwnym trafem... umie tworzyć oprucz czarny piasek. Postanowił więc, że będzie budzić jedynie odpornego ma to Christiana, bo w innym wypadku powoduje koszmary (testowane na Zębuszce za jej zgodą). Jakoś udało nam się wyciągnąc Harry'ego z dołka.
 - Długo nie spisz? - zapytał Christian.
 - Parę sekund temu wstałam - wyjaśniłam, wstając.
   Skinał głową.
 - Spokojnej warty - powiedział, owijajac się kurtką.
 - Spokojnych snów - uśmiechnęłam się.
      Wyszłam i usiadłam na pieńku (zazwyczaj jednak był to śnieg), jak już robiłam to kilka, może kilkanaście razy. Niedaleko naszego obozu, pod drzewem spał William, który wyglądał, jakby był martwy. Miałam obserwować, czy się nie ruszy. Obecnie jesteśmy w Richmond. Najprawdopodobniej Kruk kieruje się do portu. Wróżka powiedziala, że skoro poprzednia kwatera była w Wenecji*, ta może być również w okolicy, lub ogólnie w Europie. Biorąc przykład z Lu, zabrałam się za pozytywy - zwiedzam Amerykę! Może będę w Europie! Może zatrzymamy się w Anglii?
    Skróciliśmy zgodnie warty z trzech do dwóch godzin.  Trzy to było zbyt wiele. Cały dzisiejszy dzień, od mojego przebudzenia po koszmarze, a jest to jeszcze - bo za pięć minut północ - dziesiąty grudnia, szliśmy. Ba, szliśmy - biegliśmy! Postanowiłam podczas tego "spacerku" przybrać postać zajęczycy, bo wolniej się męczę i mam furto.
      Jeszcze w dodatku Luke nawiedza mnie w snach - nie koszmarach, ale w najzwyklejszych snach. Ostatnio we śnie graliśmy na plaży w siatkówkę, wcześniej ścigaliśmy się na motorach, a jeszcze wcześniej, uczył mnie jeździć na desce. Takich snów było dużo....

      Warta minęła mi błyskawicznie. Wróciłam więc do namiotu, by obudzić Zębuszkę i ponownie zniknąć w krainie snów, majac nadzieję, że tym razem bez pewnego irytującego blondaska. No i nadzieja okazała się płonna, jednak tym razem we śnie odwiedziła mnie jeszcze Lu. Siedzieliśmy we trójkę na murze otaczającym szkołę od strony boiska. Rozmawialiśmy o czymś. Nie pamiętam nawet o czym. Eh... tak to wygladają moje sny, które są obecnie mącone towarzystwem dwóch synów Piaskowego Ludka. Obaj nawet nieświadomie, kiedy śpią, tworzą sny innych. A to właśnie jest to, co irytuje najbardziej. Potrafią zrobić sny jedynie na podstawie informacji o danej osobie. Wiedzą, że znam Luke'a i Lu, a to przetwarza się na sny. Jeden raz mi się śnił, a potem to wina tych dwóch.

***

 - O rany, zwolnijmy! - poprosił Chris, który na wszelkie sposoby próbował wznieść się w powietrze, jak jego ojciec czy nawet brat.
    Jego na chwilę obecną piaskowe włosy były rozwiane we wszystkich kierunkach, a brązowo-złote oczy wpatrywały się w nas błagalnie. Chłopak oddychał szybko i ledwo nadążał.
      Pędziliśmy pod prąd przez ulicę, co jakiś czas jedynie schodząc na ośnieżony chodnik, który mroził mi łapy. Tak, tak, byłam pod postacią Wielkanownej Zajęczycy. Jedynym powodem, dla którego nie byliśmy skrajnie wykończeni było posiadanie nadnaturalnych cech. Zmęczenie jednak tak czy inaczej dawało o sobie znać, a ja miałam wielką nadzieję, że popłyniemy statkiem do Europy, bo - jak to Mrok kieruje - Will jest w stanie płynąć o własnych siłach, czy też siłach obsiadującego jego ciało Czarnego Pana...
    Dobiegalismy do południowo-wschodnich krańców Richmond, stolicy Wirginii, w której szczerze mi się podobało. Miasto, jak miasto, ale przepływająca przez nie rzeka nosząca nazwę "James" dodawała mu uroku. Co jakiś czas jakieś dzieci patrzyły na nas w osłupieniu, a ja i chłopaki - biorąc przykład z Zębuszki - machaliśmy do nich. Podziwialiśmy z Harrym widoki, które z racji narzuconego, szybkiego tempa mijaliśmy bardzo szybko. Wyruszyliśmy około godziny czwartej, kiedy to obudzeni przez Zębuszkę zerwaliśmy się do biegu. Dochodziła szósta.
 - Chris, dwie godziny biegu, a ty wymiękasz? - zaśmiałam się.
 - Ty nie biegasz. Ty SKACZESZ! Wróżka Zębowa LATA, Harry też LATA! A że ja latać nie potrafię, muszę za wami BIEGAĆ! - krzyknął, a cała nasza trójka zaśmiała się.
 - Było się uczyć, jak był czas - powiedziałam pod nosem, ale usłyszał i fuknął w odpowiedzi.
 - Ponieść cię? - zaproponowała Ząbek, która robiła za oczy "zespołu".
 - Nie, dziękuję! - zawołał dysząc.
 - Nie, to nie - stwierdził Harry i pogrążył się na nowo w rozmowie ze mną.
     Nie przerywaliśmy konwersacji aż do momentu pojawienia się tabliczki z przekreśloną nazwą miasta. Potem poruszaliśmy się cały czas prosto, aż Will zatrzymał się i położył na ziemi, a ja, Chris i Harry poszliśmy bez namysłu w jego ślady. Mama Luke'a wydawała się w ogóle nie być zmęczona.
 - Wody - wysapał Harry, leżący po mojej prawej.
    Zębuszka zmierzyła nas wzrokiem, a potem poleciała po upragniony płyn. Nie poruszyłam się. Jak padłam, tak leżałam.
 - Błagam, niech on już tu zostanie chodziaż parę godzin! - głos jego brata stłumił śnieg.
     Otrzepałam uszy, ale wciąż się nie ruszyłam. Chlopcy chyba też, bo nie słyszałam ruchu.
 - Nie wiem, jak wy, ale ja liczę, że Kruk zdecyduje się płynąć statkiem, a nie wpław! - wychrypiałam.
 - Ja też! Jak nie, możemy zacząć spisywać testament - westchnął Christian.
 - Powód śmierci: utopienie w wyniku skrajnego wyczerpania - zakpił Harry.
 - Powód skrajnego wyczerpania? Pościg za opętanym przez Władcę Koszmarów nastolatkiem - rzuciłam, a potem z goryczą dodałam: - Nawet nie zdążymy spisać tych testamentów, bo gdzie tu dostaniemy papier...
 - A wiecie, co? - Harry podniósł się na łokciach. - W sumie, to nie taka głupia śmierć. Jak na filmach!
     Znalazłam siłę, by trzepnąć go w łep, a Chris parsknął śmiechem.
 - Nie możemy narzekać na nudę - wyszczerzył się i obrócił na plecy.
 - Ciebie też walnąć? - zapytałam i sama podniosłam się do pozycji półsiedzacej, wracając do ludzkiej postaci.
 - Nie, dziękuję - zaśmiał się.
     Przez chwilę panowała cisza. Oczywiście, nie ja ją przerwałam. Zrobił to Harry.
 - Tak w ogóle, to co zamierzają zrobić, kiedy dotrzemy już do Centrum Koszmarów?
    Wzruszyłam ramionami.
 - Może będą próbować go pokonać? - zgadywał Chris.
 - Albo zjamą się ocaleniem Williama - stwierdziłam.
 - Szczerze wątpię, by przeżył - Harry splótł dłonie.
 - Ja też, ale mam nadzieję, że tak. Lu by tego nie przeżyła...
     Przerwali mi w tym samym czasie, mówiąc:
 - Są parą?
 - Przyjaźnią się?
     Uświadomiłam sobie, że mało o sobie wiemy. W sensie my wszyscy - ja, Lu, Luke i oni. Właściwie... niemal nic. W sumie, chyba należaloby się chociaż trochę poznać. Nie wiemy, co się stanie. Dwa ze wszystkich ataków Mroka skończyły się obłąkaniem, a jedno z dwójki w efekcie się powiesiło (to powiedziała nam Ząbek, była tego świadkiem). Wróżka i inni strażnicy sądzą, że Mrok jest w stanie posunąć się do morderstwa, byle tylko wzbudzić strach i odzyskać siły, żeby ponownie wejść swoje ciało.
    Wracając, zorientowałam się, że wciąz czekają na odpowiedź.
 - Nie i nie. Powiedzmy, że się kolegują inaczej...
     Patrzyli na mnie, jak na kosmitkę, a ja postanowiłam się nie trudzić z wyjaśnianiem im tego. Pokręciłam głową z cichym "Nie ważne". Ci mężczyżni... inteligencja leży.
 - Tak w ogóle, to skąd jesteście? - zapytałam zamiast tego.
 - Grand Rapids, Michigan - odpowiedzieli jednocześnie.
 - Wow, to wy też daleko od domu.
 - A ty? - zaciekawił się Chris.
 - Burgess, Pensylwania. Lulette i Luke tak samo. Mieszkamy po sąsiedzku - powiedziałam, a potem, tak o, dodałam: - Oni na przeciwko siebie, a ja dwa domy dalej na prawo od Luke'a.
 - Ta sama szkoła, zgaduję? - Harry również usiadł, a ja skinęłam głową.
 - I klasa - dodałam.
    Co jak co, ale śnieg jest zimny i mokry, więc i Chris usiadł.
 - Fajnie macie - stwierdził po chwili ciszy.
 - Zbawienie! - zawołał Harry, wskazując na Wróżkę z dwoma butelkami wody.

Tyle rzeczy robimy, 
żeby nie patrzseć w stronę śmierci...

*Odsyłam do tej tabelki pod zdjęciem: [KLIK]

~~~~~~~~~~~~
Jak się dopatrzycie błędów, to sorki, ale tablet nie podkreśla :/

Za dobra dla was jestem!!!
Chyba się na was fochnę, jak to ostatnio w modzie. Na was wszystkie poza Laylą (buziaki, kochana :*)! Jak już nie chce wam się komentować, to chociaż kilknijcie "przeczytane" (w wersji mobilnej nie ma), ale kropka mi nawet wystarczy, no! Motywacja jakaś potrzebna, prawda? Jak się wam nie chce logować, to na anonimowym chociaz i podpisać...
   Za karę was poszantarzuję ;) *piekielny śmiech*
Następny pojawi się tylko pod warunkiem, że ujrzę tu conajmniej trzy komentarze od trzech innych osób.
Zła Lusia

4 komentarze:

  1. Heloł ! Jestem! :D Może nie komentuję i nie jestem na bieżąco, ale nawet trudno znaleźć mi czas, aby pisać moje opowiadanie... jeszcze kilka dni i obiecuję, że pod każdym postem komentarz !
    POZDRAWIAM!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeej! Jeny, nwm czemu nie mogę się doczekać pocałunku, nieważne czyjego :3

    OdpowiedzUsuń
  3. 3 też buziaki :* A sory, że wcześniej ale bo po prostu nie moge bo brak czasu :( jeszcze tylko 1,5 tygodnia. Czy yhy Harry poczhł coś do Myrty? Coś mi się tak zdaje chyba. Tak jest kilkoa literówek ale nie tyle co u mnie :))) hahahhahhahahaha a tetaz next! Nie śpiesz się. Jakby nikt tu oprucz mnie nie wchodził to bym się załamała psychicznie! Tak tyle rzeczy a nawet połowa z nich jest bezużyteczna ;) buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. No to okay, są trzy :) W zasadzie następny już napisałam, ale jeszcze poprawić muszę ;) Spodziewajcie się nowego (tak, kurde znowu chłopak) człowieka. Pocałunki będą :3 nie wiem neszcze kiedy dokładnie, bo ja tak w zasadzie prawie wszystko poza Mrokiem piszę od tak, co ślina na język :)

    OdpowiedzUsuń