piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 16 "To był błąd"

Oczami Myrty...

  - Harry, no! Streszczaj się! - pukałam w drzwi (trudno powiedzieć pukałam, gdyż ja wręcz WALIŁAM w te drzwi). - Albo wystaw mi ją chociaż na korytarz!
    Zostawiłam u niego bluzkę (darujcie sobie komentarze...) i stałam w piżamowej (tak, je też kupiliśmy), czekajac, aż łaskawie mi otworzy. Czemu była u niego? Z samego rana tam byłam, w piżamie i trzymałam koszulkę, świeżo wyprasową, w rękach. A potem zapomniałam ją wziąść...
 - Cierpliwości! Dopiero ku*wa wyszedłem spod prysznica! Nie otworzę ci drzwi, dopuki nie znajdę... - krzyyknął zza drzwi. - Okay, już mam! Sekunda...
    W tym momencie z drzwi na końcu po prawej wyszedł nie kto inny, jak Christuś we własnej, nieco pozieleniałej osobie.
 - Cześć - wychrypiał i ruszył w moim kienku trzymając się ściany.
 - Hej, jak się czujesz? - zapytałam i z trudem powstrzymałam śmiech, co nie uszło jego uwadze. - Lepiej? Wyglądasz prawie dobrze...
 - Ty się nawet nie odzywaj... - powiedział, patrząc na mnie spod byka. - Czuję się, jakby mnie ktoś przeżuł i wypluł! Już nawet nie mam czym wymiotować! - poskarżył się.
     Teraz nie wytrzymalam i parsknęłam śmiechem.
 - Nie śmiej się! - skarcił mnie, sam się śmiejąc.
     Drzwi, do których przed chwilą się dobijałam wyszedł ciągle mokry i w samych bokserkach Harry. Był troszeczkę wkurzony...
 - Masz! - wetknął mi bluzkę do rąk i spowrotem zniknął za drzwiami. Usłyszeliśmy szczęk zamka.
 - A temu co? - zapytał jego brat.
       Zaśmiałam się nerwowo i włożyłam kosmyk moich blond włosów za ucho.
 - Wiesz... być może, gdybym nie zaczęła mu się dobijać do drzwi, kiedy brał prysznic, bo zostawiłam u niego koszulkę... - Chris zrobił wielkie oczy. - Boże, ty też musisz mieć skojarzenia! - krzyknęłam.
 - No, hej, jakbym ci powiedział, że dziewczyna zostawiła u mnie bluzkę, a na chwilę obecną miałaby jedną, no to...
 - Jasne, rozumiem! - przerwałam. - Zabrzmiało dziwnie.
 - Wiesz, ja tam będę shippować Hartayleen - zaśmiał się.
 - A wiesz, że on mówi dokładnie to samo o Christayleen?
 - Nie będę się pakować w żadne trójkąciki! - zawołał, a ja walnęłam się ręką w twarz.
 - Z kim ja muszę żyć! - zrobiłam obrót o dziewięćdziesiąt stopni i weszłam do swojego pokoju, by rozpocząc pakowanie trzech rzeczy na krzyż. - Ale co, jak co, widok przez te parę sekund miałam niezły - puściłam mu oczko.
 - Ja też mam kaloryfer! Jestem nawet bardziej umięśniony! - obraził się.
 - Tak sobie wmawiaj, Chris, tak sobie wmawiaj...

      Moje rozmowy z jednym czy z drugim zazwyczaj tak właśnie wyglądały. Kwestia przyzwyczajenia. Jak już od tygodnia patrzę na te mordki prawie przez dwadzieścia cztery, to da się żyć. Może powinni mnie i Luke'a zamknąć w izolatce? Nie... szybciej któreś wyszłoby martwe (martwi nie chodzą, ale wiecie). Eh... Może jednak spróbować ustąpić? Przecież głupszym się ustępuje!

***
 - Wszyscy żyjecie? - zapytała Zębuszka, kiedy tylko we trójkę pojwililiśmy się na pokładzie.
 - Myrta żyje! - zawołałam.
 - Harry także!
 - Christian również!
      Cały tydzień tak właśnie wyglądało meldowanie się. Rano i wieczorem.
 - No to dobrze. Za godzinę wysiądziemy w porcie. Nie schodźcie, błagam was pod pokład, nie mam zamiaru potem któregokolwiek z was szukać. Jak się zgubicie, przepraszam, zostajecie - powiedziała i zniknęła gdzieś w ułamku sekundy. W zasadzie jej zadaniem było badanie miejsca pobytu Canterville'a.

      Ostatnią godzinę na statku spędziliśmy w barze na pokładzie. Marzliśmy, bo na morzu zimą jest zimno, ale szło przeżyć.
    Chociaż nikt nie mlówił o tym głośno, to jechaliśmy przecież na śmierć. Szczerze watpię, żebysmy wrócili zdrowi. Ja już pożegnałam się ,,na zawsze" z Burgess, rodziną, przyjaciółmi. Pogodziłam się z tym, co najpewniejsze. Nasza czwórka kontra Mrok w ciele Williama i jego ,,mroczne wstęgi". Wątpię byśmy wygrali, nawet, jeśli Czarny Pan jest osłabiony. Chyba, żeby Lu, Luke, mój ojciec, Piasek i Jack zdołali dotrzeć tutaj na czas. Wtedy jest jakaś szansa. Szansa na życie.
    Pewien mądry człowiek (podajże Halt ze ,,Zwiadowców") powiedział, że lepiej być przygotowanym na najgorsze, bo wtedy drobna porażka jest o wiele bardziej znośna, albo coś koło tego. Nie mam głowy do cytatów [dop. aut. Nie pamiętam dokładnie, ale jakoś tak to było]. Właśnie to teraz robię...
 - Dwudziestego trzeciego lipca - odpowiedziałam na pytanie Chrisa w kwestii urodzin. - A wy?
 - Szósty czerwca - odpowiedzieli jednocześnie.
 - Em... To już trzecie, tak? - skinęli głowami. - Ulubiony kolor?
 - Złoty - powiedział Chris.
 - Czarny - rzekł jego brat. - Twój?
 - Czerwony - odpowiedziałam . Galiśmy w ,,10 pytań", ale przedłużyliśmy o następne dziesięć.
 - Ulubione zwierzę? - tym razem pytanie również zadał Harry.
 - Pomyślmy... Chyba lew. Wasze?
 - Chyba kot - odezwał się Harry.
 - Ja wolę chomiki - Chris zapasał ręce, a ja zaśmiałam się.

      Całkiem miło upłynęła ta godzina. Żartowaliśmy, śmialiśmy się i tak dalej. W zasadzie, może polubiliśmy się z racji, że śmierć wciąż zagląda nam w oczy. Nie bezpośrednio, ale jedziemy na swoją zgubę.
     Jakieś dwadzieścia minut przed dopłynięciem pasarzerowie zaczęli wołać: ,,Widać ląd!", ,,Witaj, Wielka Brytanio!" itp. Zza mgły zaczął wyłaniać się ląd Brighton. W końcu stały ląd!
        Kiedy wreszcie postawiłam nogi na lądzie, nieco zakręciło mi się w głowie. Przywykłam już w ciągu tych trzech dni do tego, że huśta.
 - Cała trójka jest? - zapytała Ząbek, wyszukując nas wzrokiem, a kiedy trzy głosy odpowiedziały ,,Tak" wskazała na oddalającą się, czarną czuprynę i otuliła nas powłoką.
    Zapowiada się kolejna, dłuuuga podróż bezustannym biegiem.

***

     Dzień chylił się ku zahodowi. Kolorowe światła miasta odbijały się w wodzie rzeki. Nie wiem nawet, co to za miejsce. Siedziałam na trawie patrząc w niebo, na którym nie było ani jednej gwiazdy. Chris i Harry rozkładali namiot. Do moich uszu dochodził gwar nocnego miasta. Westchnęłam. Zdecydowanie wolałabym zostać w domu i o niczym nie wiedzieć. Nie znać ojca, reszty i nie wiedzieć, że Mrok istnieje naprawdę, że zabija i wysyła do psyhiatryka niewinnych ludzi.
 - Idę spać - ziewnął Chris. - Dobranoc Harry, dobranoc Myrta!
 - Dobranoc! - zawołaliśmy.
       Wróżka już dosyć dawno zasnęła. Mnie nie chciało się w ogóle spać.
     Harry usiadł obok mnie.
 - Hej - rzucił. Jak nie ma co powiedzieć, to najlepsze rozwiązanie.
 - Hej - uśmiechnęłam się.
 - Co robisz? - zaśmiał się z głupoty pytania. Zapowiada się zabawa w głupie, niemal oczywiste pytania, ale nawet ją lubię.
 - Siedzę i patrzę na wszystko dookoła - odpowiedziałam weosło. - A ty?
 - Siedzę i patrzę na pewną blondynkę.
 - A ładna chociaż ta blondynka? - zapytałam ze śmiechem, szturchając go.
 - Bardzo - odrzekł.  - Co robisz teraz?
 - Myślę - wyszczerzyłam się.
 - A o czym tak myślisz?
 - O pewnym brunecie - oplotłam kolana ramionami.
 - A jak ma na imię? - zapytał, powtarzajac mój gest.
 - Harry - odpowiedziałam. - A ty?
 - Rozmawiam z niebieskkoką - uśmiechnął się. - Dobra, ta konwersacja nie ma sensu! - parsknął śmiechem.
 - Racja - ja także się zaśmiałam.
      Westchnęłam.
 - Czemu nie śpisz? - zapytałam, wlepiając w niego swoje niebieskie ślepia.
 - Nie wiem. Chyba mi się nie chce - wzruszył ramionami. - Zgaduję, że tobie też.
    Skinęłam głową. Przez chwilę panowała cisza. Wpatrywałam się w horyzont, wodząc od jednego krańca, do drugiego. W zamyśleniu przechyliłam głowę i znalazłam ramię Harry'ego. Kiedy ja się zdążyłam tak daleko przesunąć od tego pieńka? Było mi wygodnie, więc postanowiłam nie podnosić głowy.
     Miałam wrażenie, że chłopak się na mnie patrzy, więc nieco się przekręciłam i napotkałam brązowe tęczówki. Uśmiechnęłam się.
 - Co? Przeszkadzam?
 - Nie... - zaśmiał się.
       Spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami. Inaczej, niż zawsze. Nie mam bladego pojęcia, jak do tego doszło, ale nasze twarze zaczęły się przybliżać. Zmrużyłam oczy. Milimetry dzieliły nasze usta, kiedy...
 - Har...- z namiotu wyłonił się Chris, a my odskoczyliśmy od siebie. - Przepraszam... - speszony schował się spowrotem.
    Harry odchrząknął i podrapał się po karku.
 - Ja chyba pójdę położyć się spać - rzuciłam, unikając jego wzroku.
 - Jasne, tak... - odpowiedział, bawiąc się kamykiem.
       Zniknęłam w środku i poczułam, że jestem cała czerwona. Podobnie, jak skubiący zerwane źdźbło trawy Christian, który nas przyłapał. Nie patrzył na mnie, ani ja na niego. Na jego miejscu również spłonęłabym rumieńcem.
    Ale, chorela, nie chciałam! To był błąd. Nie powinnam robic mu nadzieji. Lubię Harry'ego, ale nie tak! To była chwila słabości... Co ja mam teraz zrobić? W ogóle, nigdy się nie całowałam, a teraz zrobiłabym to z głupiego odruchu! Boże... Przez myśl mi nie przeszło, że mogę mu się podobać! Ja go traktuję jak kolegę, może przyjaciela, a nie... Szlag! Gdzie jesteś, Lu? Kogo mam się zapytać?
      Owinęłam się kołdrą i zniknęłam w snach. Koszmarnych snach o Lulette, Luke'u i Harrym...

Isoty ludzkie mówią jedno,
 myślą drugie,
 a robią jeszcze co innego...

~~~~~~~~~~
No hej! Na reszcie koniec roku szkolnego! Z tej radości zrobiłam takie coś. Layla - Brawo, ty jasnowidzu :) Emilly - to był prawie pocałunek :P
    Mam nadzieję, że wam się podobało.
W następnym:
 - pojawią się dwie postacie źeńskie, w tym moje alter-ego (Lu jednak przypomina mnie moze w polowie, jednej trzeciej?). Zanim ktokolwiek, cokolwiek zdążył sobie je wyobrazic, to wyglądają tak:
(w rzeczywistości nazywa się Chrissy Costanza)
(tę oto: Maię Mitchell może znacie)

 - coś, czego raczej żadne z was się nie spodziewało :)
 - najprawdopodobniej wstawka z przeszłości, albo wspomnienia jednej z postaci, które już były.
 - wyjdzie zakładka ,,Inni"

No i, wypadałoby was powiadomić o tym, że do końca części pierwszej pozostało tylko kilka rozdziałów, a wraz z częścią drugą przeniesiemy się na inny blog. Oczywiście, będzie wyraźna informacja i link do prologu (tutaj). W spisie treści i tu i tam będą obie części.
 No, to do zobaczenia może w poniedziałek/wtorek.
Buziaki,
Wasza Lusia :*

5 komentarzy:

  1. :D Super! A tak wgl. pasek jest? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest, jest :) Średnia 5,43 ( moja BFF i kolezanka też). Druga średnia w szkole :)
    A u ciebie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję a do Angli płyneli z Francji bo jeśli tak to się moja droga pomyliłaś bo ja płynełam w tym roku oko 2 godzin i wraz z moim nowym kumplem kradłam sól pieprz i ocet. No i wg mam słabom psyche po zakończeniu także napisze pużniej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kochanie, z Ameryki :) Jakby z Francji, to by wysiedli w moim kochanym Dover. Trzy dni to dałam na oko. Nie wiem, czy jakiś statek teraz w ogóle tak kursuje, jak ja sobie wymyśliłam. Ja statkami pływałam dwa razy (w tę i z powrotem). Pierwszy to nawet nie wiem dokąd ;P Jak z Krynicy Morskiej do Flomborka to dwie godziny chyba, więc :P Fajnego masz kolegę :) My śpiewałyśmy na całe gardło i machałyśmy do ludzi na motorówkach... (na pokład jako jedyne z kolonii wyszłyśmy)

      Usuń
    2. Ach te czasy a na pokładzie łaziła ochrona a ja smarowałam twarze ludzi na ulotkach tymi rzeczami i w pewnym momencie taki gości przechozdził no to ja myk te ulotki ze stołu co nie było najlepszym wyborem bo wylała się i nom pachniałam jak to określił Piotr ,, wódom". Ta to cała ja. Na pokładzie też byłam i wlazłam no dobrz musze wam się przyznać jak było ciemno wraz z 4 osobami no i wg to było straszne...

      Usuń